W poszukiwaniu biskupa

Dymitrios urodził się w 1907 roku. Jego rodzinny dom znajdował się nieopodal Monasteru Przenajświętszej Trójcy na Eginie. Będąc małym dzieckiem, często odwiedzał monaster, gdzie zaprzyjaźnił się ze starcem. Nie wahał się przed zadawaniem mu trudnych dziecięcych pytań, ale też słuchał pouczeń metropolity i uczył się cerkiewnego śpiewu. Mały chłopiec nazywał świętego Nektariusza dziadkiem.

Spotykał go prawie każdego dnia. Pewnego razu Nektariusz zapytał go, kim chciałby zostać w przyszłości. Dymitrios odpowiedział, że śpiewakiem cerkiewnym. W takim razie spróbujmy nauczyć się troparionu do św. Charłampia – powiedział metropolita. Usiedli przed kapliczką i Nektariusz powoli i systematycznie powtarzał kolejne frazy troparionu. Kiedy wydawało się, że mały chłopiec opanował już tekst hymnu, w rzeczywistości nie mógł powtórzyć ani jednej frazy. Dlatego nie zostałem śpiewakiem cerkiewnym lecz pasterzem osłów – ze śmiechem wspominał Dymitrios.

Po osiemdziesięciu latach Dymitrios wspominał św. Nektariusza następująco: Był pokorny i dobry. Zupełnie nie podobny do biskupa. Chodził w skufii, ze skromną pałką zamiast ozdobnej laski. Widząc go, nie mogliśmy uwierzyć, że to metropolita. Szczerze mówiąc, nie był nawet zbytnio podobny do współczesnych mu mnichów. Podchodził na przykład do kóz, przystawał na długie rozmowy z pracownikami trudzącymi się w monasterze. Przyjaźnił się przecież ze wszystkimi: z prostymi robotnikami i gubernatorami. Sam szył sandały dla mniszek. Z małego pomieszczenia przed swoją celą uczynił pracownię szewską. Pamiętam, kiedy jako mały chłopczyk biegałem po monasterze, bardzo lubiłem pomagać metropolicie przybijać gwoździe do przygotowanego obuwia.

Pamiętam, jak pewnego razu do monasteru przybył diakon Filoteusz Zervakos, który później był igumenem na wyspie Pafos. Do monasteru zawitał w sierpniowe gorące popołudnie. Na wewnętrznym dziedzińcu spotkał jedynie siwobrodego starca w słomianym kapeluszu, w starej rasie przewiązanej mniszym pasem, który łopatą ładował śmieci do taczki. Młody diakon określił go w myślach jako najemnego pracownika i zapytał:

– Czy znajdę tu władykę?

– Jest tutaj – odpowiedział starzec, – ale po co go szukasz?

– Idź i powiedz, że chcę się z nim spotkać! – krótko odpowiedział diakon.

Starzec skłonił się i powiedział:
– Błogosław ojcze, poczekaj w korpusie gościnnym, a ja pójdę i go uprzedzę.

Po krótkim czasie diakona rzeczywiście powitał metropolita. W tej samej rasie, tyle że już nie przewiązanej pasem, w kamiławce, no i oczywiście bez łopaty i taczki.



- fragment zaczerpnięto z: o. Marek Ławreszuk, Św. Nektariusz z Eginy. Teolog, wyznawca, cudotwórca, wyd. Parafia Prawosławna Zmartwychwstania Pańskiego w Białymstoku, Białystok 2017, ss. 128, ISBN: 978-83-929674-1-5